Wczesnym rankiem 13 czerwca 2025 roku Izrael przeprowadził jeden z najbardziej spektakularnych i kontrowersyjnych nalotów wojskowych w swojej historii, uderzając w liczne cele na terytorium Islamskiej Republiki Iranu. Operacja, przygotowywana w najgłębszej tajemnicy przez wiele miesięcy, obejmowała skoordynowany atak lotniczy na strategiczne instalacje jądrowe, obiekty wojskowe oraz punkty dowodzenia irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Skala operacji, liczba zaangażowanych maszyn, a także intensywność uderzenia świadczą o tym, że Izrael zdecydował się na najbardziej bezpośrednią interwencję militarną przeciwko Teheranowi w historii ich wzajemnych relacji.
Naloty rozpoczęły się tuż przed świtem, kiedy to dziesiątki izraelskich myśliwców naruszyły przestrzeń powietrzną Iranu, przelatując nad terenami Iraku oraz rejonami Zatoki Perskiej. Dzięki wcześniejszym działaniom dezinformacyjnym i sabotażowym, izraelskim siłom udało się unieszkodliwić część systemów obrony przeciwlotniczej, co umożliwiło skuteczne uderzenia z powietrza. Ataki były wymierzone przede wszystkim w ośrodki związane z irańskim programem jądrowym, w tym słynne kompleksy w Natanz, Fordow i Isfahanie. Część z tych celów znajduje się pod ziemią i posiada zaawansowane systemy zabezpieczeń, jednak wiele obiektów pomocniczych oraz infrastruktura energetyczna zostały poważnie uszkodzone.
W przypadku Natanzu, będącego sercem irańskiego programu wzbogacania uranu, zbombardowano stacje transformatorowe, hale techniczne oraz magazyny materiałów. Choć najgłębiej położone wirówki znajdujące się pod grubą warstwą betonu przetrwały atak, to jednak zniszczenia w zewnętrznych częściach kompleksu zakłóciły jego funkcjonowanie. W Isfahanie celem były nie tylko instalacje jądrowe, ale także pobliska baza wojskowa. W Fordow, z uwagi na jego położenie głęboko pod górą, straty były mniej dotkliwe, jednak część naziemnej infrastruktury doznała uszkodzeń. W sumie według wstępnych szacunków uszkodzono lub całkowicie zniszczono ponad 50 różnych struktur o strategicznym znaczeniu.
Ofensywa nie ograniczyła się jednak wyłącznie do infrastruktury. Izraelskie pociski trafiły również w cele personalne – w nalotach zginęli prominentni przedstawiciele irańskiego establishmentu wojskowego i naukowego, w tym kilku generałów Korpusu Strażników Rewolucji oraz naukowcy związani z programem nuklearnym. Celem były również magazyny rakiet balistycznych, centra dowodzenia, a także zakamuflowane instalacje w rejonie Kermanszahu i Tebrizu. Izrael osiągnął tym samym nie tylko efekt militarny, ale również silny cios psychologiczny – po raz pierwszy od lat Teheran został zmuszony do publicznego przyznania się do skali strat i chaosu.
Reakcja Iranu była niemal natychmiastowa. Jeszcze tego samego dnia po południu z terytorium Iranu wystrzelono dziesiątki dronów i rakiet w kierunku Izraela. Ataki te miały na celu obiekty wojskowe i cywilne w okolicach Tel Awiwu, Hajfy oraz południowych rejonów kraju. Większość z nich została przechwycona przez izraelski system obrony przeciwrakietowej, jednak kilka pocisków trafiło w cele, powodując zniszczenia i ofiary śmiertelne. Ucierpiały również budynki mieszkalne, a niektóre dzielnice przez długie godziny pozostały bez prądu. Odpowiedź Iranu była więc zdecydowana, choć nie tak zorganizowana, jak izraelska ofensywa.
Władze w Teheranie zwołały nadzwyczajne posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a przywódcy irańscy, w tym Najwyższy Przywódca Ali Chamenei, zapowiedzieli dalsze działania odwetowe. Zarządzono mobilizację części rezerwistów, a wojska rakietowe zostały postawione w stan pełnej gotowości bojowej. Na poziomie międzynarodowym Iran zerwał współpracę z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej, przerywając wszelkie formy inspekcji i nadzoru. Teheran ogłosił również wycofanie się z wszelkich dotychczasowych porozumień dotyczących ograniczenia programu nuklearnego i zapowiedział jego przyspieszenie.
Izrael, świadomy ryzyka eskalacji, utrzymywał wysoki poziom gotowości wojskowej. Rezerwy zostały częściowo zmobilizowane, a część sił powietrznych została przeniesiona do baz zagranicznych. Władze izraelskie ogłosiły sukces operacji i podkreślały, że działanie miało charakter defensywny, mający zapobiec zagrożeniu egzystencjalnemu ze strony Iranu. Zdaniem Tel Awiwu, irański program jądrowy wszedł w fazę krytyczną i groził pozyskaniem broni nuklearnej w perspektywie najbliższych miesięcy. Izrael zdecydował się więc na prewencyjne działanie, uznając, że czas dyplomacji dobiegł końca.
Światowa opinia publiczna zareagowała na wydarzenia z mieszanymi uczuciami. Część państw zachodnich, choć oficjalnie potępiła eskalację, nie ukrywała zrozumienia dla izraelskich działań. Inne kraje, w tym Chiny, Rosja oraz państwa arabskie, wyraziły oburzenie naruszeniem suwerenności Iranu i zaapelowały o natychmiastowe zaprzestanie działań wojennych. Rynki finansowe zareagowały gwałtownym wzrostem cen ropy naftowej, a transport przez Cieśninę Ormuz został na krótko sparaliżowany. W wielu krajach podniesiono poziom zagrożenia terrorystycznego, obawiając się ataków ze strony proirańskich organizacji.
Eksperci wojskowi i analitycy nie mają wątpliwości, że czerwcowe wydarzenia wyznaczyły nową erę w konflikcie izraelsko-irańskim. Po latach działań w cieniu, cyberataków i operacji wywiadowczych, doszło do otwartego starcia między dwoma wrogami. Choć Izrael osiągnął swoje cele w zakresie osłabienia infrastruktury jądrowej Iranu, to jednak ryzyko dalszej eskalacji jest ogromne. Iran dysponuje szeroką siecią sojuszników w regionie – od Hezbollahu w Libanie, przez Hamas i Palestyński Islamski Dżihad, po bojówki szyickie w Iraku, Syrii i Jemenie. W każdej chwili mogą one rozpocząć kolejne działania wymierzone w Izrael lub jego sojuszników.
Pytania o przyszłość Bliskiego Wschodu pozostają otwarte. Czy Iran zdecyduje się na pełnoskalową wojnę, czy raczej będzie kontynuować działania asymetryczne? Czy Izrael ponownie zaatakuje, chcąc dokończyć dzieła zniszczenia programu nuklearnego? A może światowe mocarstwa podejmą próbę mediacji, zanim region pogrąży się w chaosie na niespotykaną dotąd skalę? Odpowiedzi będą zależeć nie tylko od decyzji przywódców w Tel Awiwie i Teheranie, ale także od postawy Waszyngtonu, Moskwy i Pekinu.
Nie ulega wątpliwości, że naloty z czerwca 2025 roku będą analizowane przez lata. Ich skuteczność militarna, konsekwencje polityczne i wpływ na układ sił w regionie pozostaną przedmiotem licznych debat. Jedno jednak już teraz wydaje się pewne – Izrael i Iran przekroczyły granicę, zza której nie ma prostego powrotu do stanu sprzed eskalacji. Bliski Wschód znalazł się w punkcie zwrotnym, a skutki tej decyzji będą odczuwalne nie tylko w regionie, lecz także w globalnej polityce bezpieczeństwa.